LOADING

NA KOŃCU ŚWIATA

lip 17th, 2020

Uwielbiam. Uwielbiam siedzieć w kawiarni i przyglądać toczącemu się życiu. Temu za oknem, jak i temu w sercu samej kawiarni. Obserwować świat, ludzi, sytuacje. Przysłuchiwać się lekkim pogaduszkom i ważniejszym rozmowom, rozgrywającym się obok mojego ramienia. Wsłuchiwać się w niebiańskie dźwięki kawiarnianej muzyki. W żadnym innym miejscu kawa nie smakuje tak wyśmienicie. Serwowana jest wraz z całym aromatem, zapachem i duszą kawiarni. Czasem mogę siedzieć tak w bezruchu godzinami. Oczywiście w zależności od tego czy mam obok siebie doborowe towarzystwo. Nigdy nie nudziłam się sama ze sobą, ale bycie w takim miejscu z ludźmi wzbogacającymi nas samych to istny ideał chwili.

Na pierwszych studiach ukochaną kawiarnią była Galeria Tło. Mała, cicha, niepozorna. W jej wnętrzu można było słyszeć bicie jej gorącego serca. Mocno zaznaczyła się ona w mojej pamięci, a raczej w naszej, bo nie tylko moje serce do niej się rwało. Pamiętam miękką welurową sofę, w której można było zapadać się bez reszty i zastygać w zupełnym bezruchu. Obok kominek, półmrok z ciepłym światłem palonych lampek i zapachem grzanego wina.W niej odbywały się długie rozmowy z przyjaciółmi, ale też długie milczenia, kiedy każdy zapadał się chwilami w swój świat. Bycie tam było dla nas jak wieczność. Życie toczyło się innym rytmem, wolniejszym, dużo prostszym. Emocje nabierały innego charakteru. Stawały się bardziej wyraziste, niemalże namacalne.

Drugie studia zaowocowały Cafe Rękawką.

Pojawiła się na pierwszym roku i tak została z nami przez 4 lata. Wszystkim moim bliskim było śpieszno do niej. Chociaż na chwilę, na ten jeden moment, wpaść i wypaść, poczuć kawę paloną, usłyszeć muzykę. Nawet 10 minut było zbawieniem w ferworze tego zagłębiania się we własne i cudze wewnętrzne procesy. Oczywistym było, że tuż po obiedzie te 40 minut w Rękawce jest nasze. Tam powstała niezliczona ilość pomysłów na życie, na świat, na nas samych. Tam powstał pomysł Stacji Islandii, jak również jej nazwa. Cisza spokój, kontemplacja, owocowały niezwykłymi pomysłami. Z tamtego okresu zapamiętałam zapach palonej kawy i Arethę Franklin w tle. Podczas dość intensywnej pracy własnej, bycie w Rękawce dawało wytchnienie. Dzięki niej można było wynurzyć się z psychodynamicznego świata i przenieść się w czasy retro. Jeśli ktoś odwiedza Kraków zdecydowanie nie może pominąć Cafe Rękawki.

Dziś siedzę i piszę ten tekst w następnej kawiarni, która skradła moje serce. Mogę z powodzeniem uznać ją już za własną. Kawiarnia na piaskach. Kawiarnia, którą odwiedzam co roku gdy jestem w Krynicy Morskiej. Kawiarnia na końcu świata, bo w Piaskach – tu kończy się świat. Bynajmniej nasz polski ten przy granicy. Przypomina mi ona czasy studenckie, chociaż tutaj życie toczy się dużo szybciej. Można rozkoszować się smakiem kawy i jednocześnie obserwować w oddali Zatokę Wiślaną. Taras jest na zewnątrz. Ogromne okna pozwalają poczuć przestrzeń również w środku. Cudowna muzyka w tle i najlepsze, naprawdę najlepsze brownie jakie jadłam. Co roku smakuje tak samo wyśmienicie i tak samo pozwala rozkoszować się sobą. Ludzie tu wpadają i wypadają. Czasami krócej, czasami dłużej zagoszczą. Dziś słyszę wciąż „na wynos, na wynos” :).  Jest to inny rodzaj energii. Niemniej jednak po tym czasie mogę już stwierdzić, że klimat ten czuję całą sobą. Stało się to już rytuałem. Zawsze kiedy jestem w pobliżu odwiedzam to miejsce. Ono się nie zmienia. Ten sam wystrój, kącik z zabawkami dla dzieci i spokój dla rodziców. Jeśli tylko będziecie w tych stronach koniecznie zajrzyjcie bo warto.

Kawiarnie mają magię w sobie. Rozsiadając się wygodnie w fotelu kto wie, może nagle odnajdziecie samych siebie w tym zgiełku zewnętrznego świata. Tak więc szerokiej drogi do własnego świata wam życzę i dobrej kawy.

 

 

 

error: Content is protected !!